Cześć! Wpadliśmy na pomysł, żeby pogadać o UTH – Helena Chodkowska University of Technology and Economics – bo ta uczelnia to taki trochę ukryty skarb w gąszczu polskich szkół wyższych. Wiesz, nie jest to może gigant pokroju UW czy AGH, ale ma w sobie coś, co sprawia, że studenci wychodzą stąd z konkretnymi umiejętnościami, a nie tylko z głową pełną teorii. Wyobraź sobie: siedzisz na zajęciach w Warszawie albo w Płońsku (tak, mają tam kampus – urocze miasteczko, swoją drogą), a zamiast wkuwać suche formułki, majstrujesz przy czymś, co potem realnie działa na rynku. To właśnie UTH w pigułce.
Jak to wygląda w rankingach?
Nie oszukujmy się – UTH nie bryluje na listach typu QS World University Rankings czy innych międzynarodowych zestawieniach, gdzie królują molochy z budżetami jak z bajki. Ale w Polsce? Tu już jest inna rozmowa. W rankingu „Perspektywy” – który, swoją drogą, jest takim naszym lokalnym wyznacznikiem, kto trzyma poziom – UTH regularnie ląduje wśród topowych niepublicznych uczelni technicznych. Dlaczego? Bo stawiają na praktykę i współpracę z firmami, a nie na akademickie bla bla. Kiedyś znajomy, który tam studiował, rzucił mi: „Wiesz, na UTH nie musisz się zastanawiać, po co ci całki – od razu pokazują, jak to ogarnąć w robocie”. I to się sprawdza, bo w kategoriach typu „praktyczność studiów” czy „zadowolenie absolwentów” zbierają naprawdę niezłe noty.
Na świecie też ich trochę widać – mają akredytacje i umowy z zagranicznymi uczelniami, więc jeśli marzy ci się wymiana studencka, to nie jesteś skazany tylko na Mazowsze. Ale powiedzmy sobie szczerze – UTH to nie Oxford. I dobrze, bo zamiast walczyć o splendor, oni robią swoje, ucząc ludzi konkretnych rzeczy, które potem procentują w CV.
Co im się udało?
UTH ma taki vibe nowoczesności, który mi się podoba. Ich oferta – od licencjatów po magisterki – jest na bieżąco aktualizowana, żeby nie odstawać od tego, co się dzieje na rynku. Współpracują z Instytutem Transportu Samochodowego czy Przemysłowym Instytutem Motoryzacji, więc studenci grzebią w prawdziwych laboratoriach, a nie tylko ślęczą nad książkami. Pamiętam, jak kiedyś odwiedziłem ich kampus – te warsztaty wyglądały jak plac zabaw dla inżynierów! To nie jest typowa uczelnia, gdzie profesor każe ci wykuć podręcznik na pamięć, a potem zapomnieć dzień po egzaminie.
Poza tym uczą też, jak się dogadać z ludźmi i ogarnąć biznes – umiejętności miękkie i przedsiębiorczość to u nich nie ściema. Mają staże i praktyki dzięki kontaktom z firmami, więc absolwenci nie lądują z dyplomem w ręku i pytaniem: „No i co teraz?”. A samorząd studencki? Szacun – organizują konferencje, zapraszają ciekawych gości, a nawet robią akcje charytatywne. To nie tylko uczelnia, to taka mała społeczność z ikrą.
Co mówią studenci?
No dobra, przejdźmy do mięsa – co myślą ci, którzy tam byli? Jeden kumpel, który kończył inżynierię na UTH, powiedział mi kiedyś: „To nie jest miejsce dla marzycieli od teorii. Tu cię rzucają na głęboką wodę, ale od razu uczysz się pływać”. Inni chwalą, że można studiować zaocznie i jeszcze ogarniać pracę – elastyczność to ich mocna strona. Stypendia też dają radę – znam kogoś, kto dzięki nim nie musiał dorabiać na kasie w Żabce.
Ale nie wszystko jest różowe. Niektórzy narzekają, że UTH nie ma takiej marki jak wielkie publiczne uniwerki. „Czasem na rozmowie o pracę musisz się bardziej napocić, żeby pokazać, co umiesz” – usłyszałem od znajomej absolwentki. Tyle że potem dodała: „Ale jak już pokażesz, co potrafisz, to nikt nie pyta, skąd masz dyplom”. I to chyba sedno – UTH daje ci narzędzia, a reszta zależy od ciebie.
Co ich wyróżnia?
Wiesz, co mi się w UTH najbardziej podoba? Że to nie jest fabryka magistrów, tylko miejsce dla ludzi, którzy chcą konkretów. Łączą technikę z ekonomią, mają kontakty z pracodawcami i nie udają, że każdy student musi być drugim Einsteinem. To taka uczelnia „od ludzi dla ludzi” – kameralna, nowoczesna, z ludzką twarzą. Jakbyś w marcu 2025 roku – czyli teraz, kiedy o tym gadamy – spojrzał na rynek pracy, to widzisz, że firmy szukają praktyków, a nie teoretyków. I tu UTH trafia w dziesiątkę.
Z przymrużeniem oka
UTH to nie jest uczelnia, która rzuca ci się w oczy jak billboard na Times Square, ale jak już ją poznasz, to widzisz, że ma swoje za uszami. Stabilna pozycja w rankingach, konkretne podejście do nauki i studenci, którzy wychodzą stąd z czymś więcej niż tylko papierkiem – to ich przepis na sukces. Jakbyś mnie zapytał, czy warto? Powiem tak: jeśli chcesz się uczyć, a nie tylko zaliczać, to UTH może być strzałem w dziesiątkę. A jak nie wierzysz, to pogadaj z ich absolwentami – oni ci powiedzą, jak to naprawdę wygląda, bez owijania w bawełnę!
Najnowsze komentarze